Obiady Czwartkowe #18 - "Czego nie nauczysz się w szkole"


Obiady czwartkowe - Seria dyskusyjna ukazująca się regularnie raz w tygodniu o 17:00. Poruszane tematy nie są ściśle powiązane z kucykami, czy fandomem, a jedynie lekko do nich nawiązuje.


Witam was ponownie. Muszę przyznać, że jestem dość zaskoczony liczbą komentarzy w poprzednim poście, gdzie miałem przyjemność poznać wasze zdanie na temat kanonu lektur szkolnych. Wielu z was krytykuje niektóre lektury, na przykład "Pana Tadeusza". W mojej klasie też potrafił nas usypiać. Zainteresował mnie ten oto poniższy komentarz:


Też mam problem w zrozumieniu książek pisanych staropolszczyzną, dlatego na języku polskim mieliśmy polonistów, którzy nam tłumaczyli znaczenie niektórych słów. Kiedyś jak czytałem "Fausta" Johann Wolfgang von Goethe, miałem takie chwile gdzie się zacinałem, albo czytałem fragment kompletnie go nierozumiejąca, to była dla mnie tak kompletna abstrakcja, że momentami kiedy sobie wyobrażałem daną scenę zastanawiałem się "O co w tym chodzi?". Mimo oporów z powodu "stosowanego języka", miło się czytało. Podobne fazy miałem z innymi lekturami. Co do zamieszczonych w wypowiedziach przenośni, odnoszę czasem wrażenie, że niektóre "żarty", czy "gry słowne" mogły bawić do rozpuku bogatego szlachcica z monoklem, zakręcającego wąsa przy każdym przekładaniu kartek, delektującego się czerwonym winem i zwracający się do drugiego szlachcica "Zacny żart mości hrabio, idealne na poprawienie humoru", lecz kompletnie pozbawionego humoru. Jedyne "Świętoszka" dobrze kojarzę, gdzie mieliśmy jedynie kilka tekstów, przy których w teatrze wybuchała salwa śmiechu, a przez resztę sztuki widzowie oglądali z ciekawością. Zrozumienie przenośni lub żartu nie zawsze wywoła uśmiech na twarzy, co najwyżej krzywy grymas. W niektórych książkach, przypisy zajmują połowę strony, potem przestało mnie to dziwić i zacząłem szukać znaczenia słów w Internecie. Jedynym z ewentualnych rozwiązań są ekranizacje lektur, audiobooki albo ciekawie poprowadzone lekcję, gdzie przykładowo polonista przeprowadza z uczniami rozmowę na temat lektury, albo ktoś z chętnych przygotowałby prezentację streszczającą daną lekturę, myślałem jeszcze o dodatkowych zajęciach teatralnych z inscenizacjami znanych scen z literatury. Teatralną wersję "Pana Tadeusza" byłoby ciężko przełożyć na szkolny teatrzyk.

Dziękuje szneqz za twoją wypowiedź.

Czego szkoła was nie nauczy
a może się przydać w życiu


Daj spisać pracę domową
W zeszłym tygodniu mówiliśmy o kanonie lektur szkolnych, a dzisiaj zajmiemy się nowym tematem poniekąd powiązanym ze szkołą. Czego szkoła nas nie nauczy? Z perspektywy czasu zaczynałem się zastanawiać czego w szkole najbardziej brakuje. Może sami dojdziecie do podobnych wniosków? Przez cały system nauczania bombardowano nas, wydawać się mogło, niepotrzebnymi przedmiotami, bezużytecznej wiedzy, były to nieraz rzeczy, które rzadko kiedy mogą się przydać, choć życie potrafi nas zaskakiwać. Przykładowo w życiu może się przydać język obcy, który mieliśmy na zajęciach dodatkowych, albo lekcję wychowania fizycznego, na których przychodziliśmy ze zwolnieniami lekarskimi. Szczytem lenistwa było nieprzynoszenie na zajęcia zeszytów, przychodząc na lekcję dla samej obecności. Z biegiem czasu zaczynamy zdawać sobie sprawę ze swoich błędów i nie chodzi mi tylko o aproksymację, ale także o świadome olewanie szkoły. Widywałem wielu ludzi, którym się nie udawało, choć próbowali, widywałem także takich, którzy nawet nie podjęli żadnej próby. Nie chcę tutaj osądzać żadnego z uczniów, ponieważ myślę, że rzeczywiście w systemie edukacji jest coś nie tak. Być może będzie to czytał uczeń podstawówki, albo gimnazjum, albo zjawi się ktoś kto będzie mnie osądzał, że głoszę oczywiste rzeczy. Za czasów szkolnych wiele rzeczy nie było tak oczywistych, zaczynają być dopiero po wkroczeniu w dorosłe życie. Trzeba płacić rachunki, prać, gotować, prasować, wieszać pranie, planować swój czas, a nie trwonić go na gry komputerowe. A przede wszystkim znaleźć pracę, jest to świetny temat na osobny post dyskusyjny, choć wolałem pomówić o czymś co jest dla was bliższe.

Matematyka jest to bez wątpienia bardzo przydatny przedmiot, choć w życiu bardziej przydaje się umiejętność szybkiego wykonywania prostych obliczeń arytmetycznych. W restauracji jak ktoś wystawia nam rachunek przydatne może okazać się obliczanie rachunku w głowie, zamiast zdawać się na kalkulator w telefonie, a co jeśli zabraknie baterii? Podobnie przy robieniu zakupów, skąd mamy wiedzieć czy nam wystarczy? Albo gdy mamy zapłacić rachunek, czy w szkole mieliśmy lekcję o wypełnianiu PIT'u, rachunku, kredytach, transakcjach, cokolwiek o bankowości. planowaniu i pilnowaniu własnego budżetu? Nie. Zamiast tego większą uwagę skupiają na abstrakcjach, kompletnie zaniedbując tematykę finansów. Może warto przez chwilę się zastanowić, zanim się okaże, że potrzebny nam będzie program do wypełniania PIT'u.

Inną przydatną umiejętnością jest zarządzanie własnym czasem. Wbrew pozorom zwiększanie produktywności może okazać się przydatne w dorosłym życiu, gdzie mamy do zrobienia masę, masę, masę spraw do załatwienia. Kogoś trzeba odebrać, kogoś odwiedzić, coś kupić, coś naprawić, coś ugotować, a po całym dniu padamy wyczerpani na kanapę, a na nasze "dawne pasje" nie ma zwyczajnie czasu, do tego może się okazać, że zaniedbujemy rodzinę oraz przyjaciół. Organizowanie własnego czasu daje nam poczucie kontroli nad własnym życiem, wiemy z czym zalegamy, co musimy zrobić, a co możemy odłożyć na inny termin. Wypełnianie w czasie określonych zadań zwiększa także nasze samopoczucie i pewność siebie. Istnieją różne techniki oraz narzędzia przydatne do "zarządzania własnym czasem". Jedni stosują kalendarzyk, inni listy zadań do wypełnienia, notatki, a nawet programy komputerowe lub usługi oferowane przez różne firmy. Cieniem "zarządzania czasem" jest iluzja wmawiająca nam, że czas można kontrolować, w rzeczywistości, czas jest względny i nie można go kontrolować. Cokolwiek nie będziemy robić czas zawsze będzie mijał. Przecieka nam przez palce i należy go dobrze wykorzystać. A na co go wykorzystamy to już nasza sprawa. To trochę tak jakbyśmy mieli patrzyć się w ciastko licząc na to, że się najemy, w rzeczywistości trzeba to ciastko wziąć do ręki i zjeść. Podobnie jest z wieloma innymi rzeczami. Każdy ma tylko jedno życie. Powracając do szkoły, gdzie mieliśmy plan zajęć, w dorosłym życiu to ty masz możliwość układania sobie takie planu dnia. Oczywiście planowanie dnia co do godziny, minuty daje nam jedynie iluzje kontroli, ponieważ życie jest nieprzewidywalne i nie można go zaplanować co do dnia, bo zawsze pojawia się coś nowego i trzeba na to reagować. Usilne "życie na zegarek" może jedynie was wymęczyć psychicznie, dlatego warto znaleźć równowagę między pracą, a odpoczynkiem.

Jeszcze innymi umiejętnościami są kompetencje miękkie. Trzeba umieć dogadywać się między sobą, uzgadniać z kimś, czasami iść na kompromis, a czasami bronic własnego zdania. W szkole nie mówi się także dużo o asertywności, nie o byciu agresywnym wobec innych, a o byciu asertywnym. W przeciwnym razie wyrobimy w sobie postawę uległą i każdy będzie mógł nami pomiatać. Czy w szkole uczą nas postawy asertywnej, pobudzają nas do działania, samodzielności, pomagają nam w wybraniu ścieżki życiowej, czy może pokazują nasze miejsce w szeregu lub decydują za nas? A potem jesteśmy z tego powodu nieszczęśliwi? Komunikatywność może też bardzo się przydać w przyszłej pracy, gdzie będziemy mieli nad głową szefa, który może okazać się dużo bardziej wymagający od szkolnego nauczyciela i będzie trzeba "umieć się z nim dogadać".

Życie potrafi zaskakiwać, a na to żadna szkoła nie będzie mogła nas przygotować.

Komentarze

  1. Prościej było by zapytać czego szkoła nas uczy co jest przydatne w życiu. Ale nie muszę na to odpowiadać bo autor już sam na to odpowiedział.

    Szkoła ma nas wytresować na dobrych nie zdolnych do wolnego myślenia i bojących się zdobywać i poszerzać wiedzę na własną rękę pracowników na wzór industrialny. Ona nie ma nas uczyć ona ma nam wbić do głowy że nauka jest ciężka trudna i należ się jej bać a jak będziesz chciał zdobyć wiedzę to będziesz cierpieć.

    No spójrzcie tylko chociażby na to. Zbierz 30 osób do jednego miejsca i każ im się nie odzywać do siebie. Czy to wam się nie wydaje chore? Bo mi bardzo. Jak można zebrać 30 umysłowo zdrowych ludzi i liczyć na to że będą siedzieć cicho przez 45 minut?
    Albo, masz tu ścianę tekstu jutro z tego kartkówka pojutrze sprawdzian a po pojutrze dostaniesz kolejną ścianę tekstu. Po co to robisz? Że i tak nic z tego nie zapamiętasz? A co mnie to obchodzi taki jest program. Kpina! Przekazywanie informacji w najgorszy możliwy sposób i jest to celowe po to żeby nie daj boże w przyszłości człowiek chciał sam zdobywać wiedzę (bo jeszcze by przez przypadek wszedł na stronkę z długiem publicznym i sprawdził na Wikipedii co się stanie kiedy będziemy niewypłacalni. Albo sprawdził dlaczego dostaje tak małą wypłatę i kto zabiera większość jego pieniędzy.)

    Nie muszę podawać więcej przykładów bo każdy jest w stanie zebrać ich tyle że można by napisać 2 biblię o tym jak bardzo ten system niszczy człowieka.

    Jedynym rozwiązaniem jeżeli tylko można jest edukacja domowa ale jako że mamy cud równouprawnienia i kobiety razem z mężczyznami mogą katorżniczo pracować 25 godzin na dobę jest to nie możliwe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz, że tak dopytuję, ale zaintrygowało mnie: Co ma wspólnego równouprawnienie z systemem edukacji? Oo

      Usuń
    2. I nadeszły takie czasy, że nauka jest przymusem, a nie przywilejem...

      Usuń
    3. @Trikster
      Chodzi tu o to, że kiedyś to właśnie kobiety (które jeszcze jakiś czas temu nie pracowały lub pracowały mniej) zajmowały się pomocą dziecku w nauce. Osobiście uważam, że jest to jedna z dobrych dróg do edukacji, ponieważ gdyby moja mama nie pomagała mi na samym początku nauki to boję się jakbym skończył...

      Usuń
    4. Teraz rozumiem.
      I obawiam się, że to nie tak działa.

      Usuń
    5. XDDDDDDD Czyli mam rozumieć, że w kinie lub teatrze gadasz jak najęty, bo nie jesteś w stanie godzine cicho przesiedzieć? Chyba właśnie chorzy są ludzie, którym jadaczka si€ nigdy nie zamyka.

      Usuń
    6. ja ty, ale zdajesz sobie sprawę,że ty też jesteś takim chorym ludziem, bo ciągle drzesz mordę w komentarzach?
      XDDDDDD

      Usuń
  2. Trzeba płacić rachunki, prać, gotować, prasować, wieszać pranie, planować swój czas, a nie trwonić go na gry komputerowe. A przede wszystkim znaleźć pracę

    Zaskoczę autora. Otóż podobno najlepszą grupą wiekową na rynku gier są własnie młodzi dorośli, bo mają oni pracę, a więc również i swoje pieniądze, więc nie są na łasce i niełasce rodziców. Co więcej, obiło mi się o uszy, że w gry będące symulatorami farmy grają właśnie farmerzy. To nie kiedyś, że gry to tylko rozrywka dla dzieci. Zawsze w grach widziałem potencjał taki jak w filmach i muzyce. Nie trzeba przecież być dzieckiem, żeby oglądać filmy albo słuchać muzyki.

    Nie jestem maniakiem gier. Gram tylko czasami w gierki z dzieciństwa (z konsoli Pegasus) i to mnie relaksuje, więc nie widzę powodu, żeby z tego rezygnować tylko dlatego, że tak wybada.


    Jeśli zaś chodzi o temat, to kiedyś panowało przekonanie, że szkoła jest tylko dla papieru, a prawdziwa nauka jest dopiero w pracy (niesławne doświadczenie ("Zatrudnię osobę z dwuletnim doświadczeniem do...")). Nie wiem, jak jest teraz i na ile prawdziwe jest o przekonanie.

    Druga sprawa. Uczniowie uczą się języków obcych i co z tego, skoro nawet piątkowi uczniowie nie potrafią się posługiwać językiem obcym. Prawdopodobnie za dużo nauki, a za mało ćwiczeń w praktyce.

    Trzecia sprawa, panuje przekonanie, że im dłużej dziecko będzie siedzieć w szkole, tym więcej się nauczy. To nie prawda, bo w szkole się głównie siedzi, natomiast prawdziwa nauka jest w domu. Nie wierzycie? A gdzie uczyliście się wierszyków na pamięć, czytaliście lektury albo rozdziały z historii/geografii itp.?

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszelki monopol jest obrzydliwym, lecz najgorszym ze wszystkich jest monopol nauczania.

    "Trzeba płacić rachunki, prać, gotować, prasować, wieszać pranie, planować swój czas, a nie trwonić go na gry komputerowe. A przede wszystkim znaleźć pracę"

    Grabież legalna może przejawiać się na tysiąc sposobów, stąd nieskończona liczba jej przejawów: cła, ochrona rynku, dotacje, subwencje, preferencje, progresywny podatek dochodowy, bezpłatna oświata, prawo do pracy, prawo do zysków, prawo do płacy, prawo do opieki społecznej, prawo do środków produkcji, bezpłatny kredyt itd., itd. Wszystkie te przejawy – połączone tym, co dla nich wspólne, czyli usankcjonowaną grabieżą – noszą nazwę socjalizmu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pierwszy raz nie wiem co napisać

    OdpowiedzUsuń
  5. Quo vadis Deyras? Blog o kucykach powinien chyba raczej nakierowywać młodych czytelników na dobrą ścieżkę, a nie na "hurr durr po co mi przyra"?

    Odpowiadając na tytułowe pytanie - niczego. Jestem przekonany, że nie ma praktycznie w życiu wyzwań, do których szkoła, w sposób bezpośredni albo też pośredni, nie przygotowuje ucznia. Jeśli po co najmniej dziewięciu (a wnioskując z faktu, że czytujesz Goethego, zapewne z po dwunastu) latach szkoły nie jesteś w stanie w pamięci policzyć ile zapłacisz za obiad albo czy starczy Ci pieniędzy na zakupy, to wina jest już tylko i wyłącznie po Twojej stronie. Większość szkół podstawowych i gimnazjalnych nie pozwala używać kalkulatorów właśnie po to, żeby uczniowie umieli samodzielnie liczyć, a nie tylko wklepywać liczby w komputer. Jeśli nie umiesz zarządzać własnym czasem, to też wina jest tylko po Twojej stronie. Po części po to właśnie szkoła wymusza naukę w domu, żeby nauczyć gospodarowania własnym czasem. A jeśli po tych wszystkich latach spędzonych w sporej grupie rówieśników nie potrafisz nawiązywać kontaktu z ludźmi (i co ważne, sądzisz, że brak tej umiejętności Ci przeszkadza), to może pora skontaktować się z psychologiem, który z całą pewnością Ci pomoże. Bo nie sposób mieć pretensje do szkoły, że masz problemy pychologiczne, tak jak nie sposób, że możesz mieć np. problemy z płucami. Szkoła nie ma leczyć, szkoła ma Cię wykształcić na tyle, żebyś był świadomy gdzie szukać pomocy z takimi problemami.

    Ale to wszystko błahostki. Wątpię, żeby ktokolwiek naprawdę miał pretensje, że szkoła nie nauczyła go liczyć ceny obiadu czy rysowania sobie jakichś kalendarzyków. Szkoła w sposób oczywisty nie może nauczyć wszystkiego (tak jak nie nauczą wszystkiego studia, praca, czy cała reszta życia). Ale przygotowuje do poznawania na bieżąco wszystkiego co jest potrzebne w dalszym życiu.

    Odbiegając jednak trochę od tematu (a może i nie, może tego chciałeś podstępny Autorze?), zdecydowanie gorsze od zarzutów o nienauczenie czegoś, są zarzuty (padające też już niestety w komentarzach, czy jak wnioskuję z Twojego postu, w poprzednich Obiadach), o uczenie czegoś niepotrzebnego czy wręcz "niszczenie" dzieci. Tutaj również trzeba protestować. Wszystko czego uczy szkoła jest w sposób kluczowy istotne dla młodego człowieka. Ktoś spyta po co znajomość budowy wirusa. Ot, choćby żeby później nie twierdzić, że szczepionki powodują autyzm. Albo po co czytanie lektur? Po co komu taki Mendel Gdański? Może po to, żeby być świadomym do czego prowadzi nienawiść, nacjonalizm i ksenofobia? Przykłady można mnożyć bez końca. Oczywiście, nikt poza szkołą nigdy nie zostanie zapytany o to jakie sceny przedstawiał Arcyserwis Wojskiego czy jaka była pierwsza urzędowa decyzja młodego Tadeusza po małżeństwie z Zosią, ale pewnie ta wiedza przyda się, kiedy na rodzinnym obiedzie ekscentryczny wujek zacznie znowu narzekać, że demokracja nie ma sensu, a państwo nie powinno pomagać ubogim. A niedługo później młody człowiek po szkole pójdzie na swoje pierwsze wybory i braki w jego wiedzy będą decydowały o losach całego kraju.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, iż to ja jestem tym ekscentrycznym wujkiem.

      Usuń
    2. Brawo. Wreszcie jakiś głos rozsądku.

      Usuń
    3. Nie Interesujsie, a powiedz mi, jak często czytujesz Pana Tadeusza? ;)

      Usuń
    4. Raczej do niego nie wracam. W większości czytam literaturę faktu.

      Usuń
    5. Po większości lektur doszłam do wniosku, że ich bohaterowie byli kretynami. Choćby Cezary Baryka czy Judym, który sądził, że malaria bierze się z brudnego stawu.

      Usuń
  6. Powiem tak- szkoła nie uczy nas życia, daje nam tylko wykształcenie, które je nam ułatwi. Życia, powinni nas uczyć rodzice

    OdpowiedzUsuń
  7. Czy jest tu chociaż jedną osoba, która wie dlaczegp lód jest lżejszy od wody?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jest tu osoba która potrafi wyjaśnić czym jest inflacja i jakie są jej skutki i przyczyny?

      Usuń
  8. A.D., rozumiem dobrze Twoje odczucia co do Fausta. W połowie sceny orgii zorientowałam się, że czytam scenę orgii. Świetna książka, często do niej wracam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem dzisiaj zbyt zmęczona, by wypunktować wszystkie napisane w dzisiejszym odcinku kretynizmy. Może za tydzień. :/

    OdpowiedzUsuń
  10. Szkołę ukończyłam 2 lata temu. Dzięki studiom wyprowadziłam się, usamodzielniłam i doszłam do wniosku, że po cholerę zmarnowałam tyle czasu na naukę. Bezproduktywne godziny spędzone na niczym, bo program robi się bardzo powoli, informacje, których nigdy nie wykorzystam i swego rodzaju poczucie przerażenia przed dorosłym światem, w który dane mi było wkroczyć. Jakoś tak się złożyło, że szkoła nie uczy rozwiązywać PITów, ani nie uczy odporności na manipulację. Szkoła nie uczy myśleć, uczy zakuwać. Dzięki niech będą nauce, że mamy Internet, który oferuje dużo więcej niż koty. To skarbnica wiedzy, jeśli potrafi się weryfikować źródła i robić research. Tak naprawdę to szkoła niczego was nie nauczy. To nie szkoła uczy ludzi, tylko ludzie uczą się sami. Szkoła ułatwia przyswojenie pewnej wiedzy, jednak nie szkoli nas w skillu o nazwie "życie". Jednak mam do szkoły pewien żal, że nie uczy ludzi jak nie dać się omamić różnym szarlatanom.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoła uczy sypełniać PITy, pisać podania, odwołania. Przestań powtarzać te niezgodne z prawdą bzdury. Nie wiem czy wiesz, ale w liceum jest taki przedmiot jak PP.

      Usuń
    2. Ja w życiu czegoś takiego w szkole nie miałem.

      Usuń
    3. Wiem, że jest taki przedmiot, miałam go, dostałam 6 na świadectwo maturalne i nie było nic o wypełnianiu PITów. Zamiast tego uczyłam się jak korzystać z luk prawnych, zakładać firmę i wyzyskiwać pracowników.

      Usuń
    4. bzdury gadasz. Kłamać trzeba umieć.

      Usuń
    5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    6. Nie wiem, czy trollujesz, serio jesteś głupi, czy nie jesteś w stanie pojąć, że to jak wygląda nauczanie danego przedmiotu zależy w dużej mierze od nauczyciela. Szczególnie z tzw. luźnych przedmiotów, na których się podręcznika nie widziało na oczy.

      Usuń
  11. Ja tam miałem w szkole przedsiębiorczość i uczyłem się rozwiązywać pit, tworzyć biznes plan itp problem jest taki że więkrzość uczniów olewa taki przedmiot i niczego się nie uczy.

    Zastanawiam się czy niebyło by dobrym pomysłem wprowadzić do szkoły strategii uczuła by ona myślenia i może wtedy ludzie by trochę mądrzej wybierali przywódców kraju, a organy władzy po takim szkoleniu nie były by tak beznadziejne

    Mam nadzieję że wiecie o co mi chodzi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie olewałam tego przedmiotu, nie rozwiązywaliśmy PITu. Zakładaliśmy przedsiębiorstwo, uczyliśmy się o działaniu rynku i omijaniu prawa xD

      Usuń

Prześlij komentarz

Tylko pamiętajcie drogie kuce... Miłość, tolerancja i żadnych wojen!

Popularne posty