Pony-Camp'24! – relacja


    Jeżeli męczą Cię już konwenty urządzane w szkołach i ponymeety w barach szybkiej obsługi możesz rzucić to wszystko i pojechać nad jezioro. Tak po prostu popływaj, opędź się od komarów, posprzątaj w pokoju, który dzielisz z innymi. W dużym skrócie przypomnij sobie letnie kolonie, na które jeździłeś za dzieciaka. Ale co gdyby wszyscy inni uczestnicy też mieli hopla na punkcie kucyków? Przedstawione wydarzenia faktycznie miały miejsce, a jako kolejny Mickiewicz mogę napisać że i ja też tam byłem, wódkę z cydrem piłem, a com słyszał i com widział post ten wszystko Wam opowie. Zapraszam zatem do kucowozu, przeniesiemy się nim do Iławy dziesiątego maja, gdzie grupka entuzjastów pastelowych taboretów postanowiła spędzić weekend dokładnie w taki sposób. Jak było? Czy wszyscy przeżyli? I dlaczego to brzmi jak początek horroru klasy B?



    Przyjął nas klimatyczny ośrodek Bosman. Do dyspozycji mieliśmy tam kilka domków, dwie łódki (prawie jak w tym surrealistycznym wierszyku) i całkiem sporo zadbanej i ciekawie urządzonej przestrzeni. Za dekorację posłużyły chociażby stare samochody, wagi i maszyny do szycia. Sufit jednej z przybudówek baru, w której znajdował się salon gier, wytapetowany był kasetami wideo, ale ze wszystkiego najbardziej podobały mi się latarnie. A, i właściciel pozwolił zrobić ze sobą zdjęcie.





    Frekwencja też wyjątkowo dopisała. Na trzydzieści miejsc przybyło 35 osób i z tego tylko jedna “na krzywy ryj”. Oczywiście nie na darmo; organizatorzy przygotowali dla nas atrakcje. Może nie było konwentowych klasyków jak kareoke, paneli i bazarku, ale za to była woda, zawody sportowe i ognisko z kiełbaskami, a to wszystko w pięknych okolicznościach przyrody.



    …mu gazetą, wyżej nie poleci.


 
   Głównymi nagrodami były morska i złota podkowa i można było je zdobyć w następujących konkurencjach: wyścigach wioślarskich i turnieju ringo. Oprócz tego, oczywiście, można było popływać rekreacyjnie, urządzono podchody, nocny spacer i grę we flanki. Była również możliwość wypożyczenia planszówki. Atrakcji było w sam raz na taką liczbę uczestników. Organizator zaznaczył także że udział w nich jest dobrowolny, co trochę ośmieliło wszystkich. Powstał nawet program meeta, lecz doczekał się jedynie wersji cyfrowej. Za to IDeki, wypalone w drewnie medale, oraz przypinki okazały się całkowicie namacalne. Osobiście lubię przyglądać się smyczkom. Te konkretne mają tę własność, że obok głównej szóstki widnieje na nich wizerunek Littlepip.


    Był to wyjazd z oficjalnym noclegiem. Do wyboru mieliśmy domki (za które trzeba było więcej zapłacić) i namioty (które trzeba było sobie samemu przywieźć). Chyba był to pierwszy raz gdy wziąłem ten droższy bilet.


    To pisałem ja, Ryk. Autorami zdjęć są Firesky i Poni. A teraz coś, na co wszyscy czekaliście: pluszaki!





    Dobre ujęcie wymaga poświęceń. Kiepskie nie





    Niestety meet się skończył. Dobra, teraz jak odczucia? Była to dla mnie miła odmiana. Nie słyszałem też żeby inni uczestnicy narzekali, choć mogło być to tylko dlatego żeby nie sprawiać organizatorom przykrości. W każdym razie Pony-Camp! ma zamiar powrócić w kolejnej edycji, a ja z tego miejsca chciałbym podziękować organizatorom za organizację, a uczestnikom za uczestnictwo. Niestety nie mam ładnego zdjęcia z pociągu. Za to mam link do peja wydarzenia na fejsiku: https://www.facebook.com/PonyCampPL Kopytko /)

Komentarze

  1. Dziękuję Rykowi za relację, zapraszam na przyszłoroczną edycję Pony-Campa :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Tylko pamiętajcie drogie kuce... Miłość, tolerancja i żadnych wojen!

Popularne posty